niedziela, 14 czerwca 2009

Pilotka...

Wczorajszy dzień przejdzie do historii w moim prywatnym rankingu najbardziej zakręconych dni w życiu. Nie dość, że przyjaciele zgotowali mi niesamowicie uknute przyjęcie-niespodziankę (i to we własnym domu), to jeszcze dostałem masę fantastycznych prezentów (dziękuję mojej ukochanej T i szalonej ekipie 206club.net, na którą zawsze można liczyć!). Człowiek nigdy nie jest zbyt stary na prezenty, pamiętajcie ;)


(Z tej foty wynikałoby, że ja się cały czas tylko bawię, podczas gdy M ciężko pracuje w garażu...)

Po odchorowaniu szaleństw ubiegłej nocy wróciliśmy z M do pracy. Po przedwczorajszej euforii wywołanej dotarciem paczki z pedałami, przeszliśmy do nieco brudniejszych tematów, które „wisiały” nad nami od dłuższego czasu. Złożyliśmy w końcu półosie, co pozwoliło nam zamontować tylny dyferencjał i spiąć całe przeniesienie napędu.


Na zdjęciu M próbuje naciągnąć mażetę na przegub.



A to już efekt końcowy dzisiejszych zmagań:


W pełni (brakuje jeszcze hamulców) złożone tylne zawieszenie i układ przeniesienia napędu.

A skoro już zdradziliśmy jak wyglądać będą koła w naszym aucie, to proszę – poniżej fotka tego, co będzie widać w czasie jazdy:


(felgi to ATT model 520)

sobota, 13 czerwca 2009

Pedały...

Wczoraj dostaliśmy od kuriera paczkę z najbardziej czaderskich elementów tego samochodu! Zestaw nowych, przygotowanych do naszej ramy pedałów „wiszących”. Bez wahania rozmontowaliśmy złożone już pedały (jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że pedały już są…) i przymierzyliśmy otrzymaną paczkę. Nowe rozwiązanie miało mieć jedną zasadniczą przewagę – pod pedałami pojawia się dodatkowe miejsce na lewą stopę (która do tej pory musiała być cały czas wsparta na pięcie w pozycji „do góry” – to podobno powoduje dyskomfort podczas długich podróży ;) ).



Nie spodziewaliśmy się jednak, że te pedały będą wyglądały tak rewelacyjnie!



Jakość wykonania tych pedałów jest niesamowita (nawet znany z wysokich standardów jakości M nie kręcił nosem przyglądając się nowemu gadżetowi).









Zmianie ulega więc mocowanie pompy hamulcowej (dobrze, że nie przymocowaliśmy jeszcze “na stałe” przewodów hamulcowych) oraz zbiorniczka wyrównawczego (w chwili obecnej stelaż do pedałów zajmuje miejsce dedykowane dla zbiorniczka). W ten weekend raczej już dużo nie poskładamy, bo mamy nieokrągłą i nieparzystą okazję do świętowania, ale w tygodniu składamy dalej.

Na koniec jeszcze film – MistrzKaczor odpalił już swojego potwora! Filmik robi wrażenie...

czwartek, 11 czerwca 2009

Honest!

Klucz dynamometryczny odebrany. Plan na weekend jest taki, żeby złożyć silnik...

A tymczasem:



Z pozdrowieniami dla T. :)

wtorek, 9 czerwca 2009

Aptekarze

No i mamy panewki. Pasują (!). Żeby nie było zbyt łatwo - okazało się jednak, że kanały olejowe są całe w piasku. Ale metoda czyszczenia jest już opracowana. Teraz trzeba to zrobić… Dzisiejsza pogoda nie pozwoliła jednak na kontynuację dalszych prac (30 stopni, wilgoć i zapach benzyny sprawił, że ten drugi M zaczął wariować i musieliśmy odpuścić dalszą walkę).



Pamiętaj o kluczu dynamometrycznym, Panie M!
Do zobaczenia w następnym odcinku!

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Mototerminatory

W związku z chwilowym przestojem prac nad naszym autem, udało się zrealizować kilka projektów, które zalegały w piwnicy i cierpliwie czekały na swoją kolej. Udało się posprzątać dolot w passacie, wymienić kierownicę u jednej takiej koleżanki , założyć nowy zawór upustowy do prezentowanego potwora oraz przemyśleć opcje uturbienia eRCa. Pomysłów jest tyle, że aż się boję co się stanie jak ten nasz KitCar zrobi miejsce w garażu na kolejny projekt…


Zadowolony M w trakcie weekendowych prac nad moim bolidem…

Niedzielny wieczór upłynął natomiast pod znakiem czwartej części terminatora. Panie i panowie, nie jest to najlepsza produkcja jaką widziałem, ale zdecydowanie warto pójść do kina ze względu na wątek komediowy wspomnianej produkcji – fabuły zero, absurd goni absurd, ale chociaż można się było pośmiać z tych złączy usb, przez które można było się włamać do mototerminatora albo popatrzeć na fajne laski służące w ruchu oporu ;)

Jutro popołudniu odbieram nowy zestaw panewek, więc wracamy do normalnego trybu prac nad naszym stworem.

Do zobaczenia w następnym odcinku!

piątek, 5 czerwca 2009

Ma być apteka!

...tak powiedział M do M jak oglądali razem głowicę. Jeśli kiedyś usłyszę, że doskonałą metodą czyszczenia jest piaskowanie, to uderzę. Piasek mamy wszędzie. W każdym najmniejszym otworze. Wszędzie. Wypiaskowaliśmy silnik. W sumie nie my (...). Ale to długa historia.


Zdjęcie przedstawia praktycznie złożony blok silnika z przykręconym odelżonym kołem zamachowym

Jakiś czas temu drugi M złożył silnik. Jak zwykle w pośpiechu, jak zwykle bez należytej ostrożności. Dziś założyliśmy koło zamachowe w nadziei, że uda nam się zakręcić silnikiem (powinien lekko chodzić jeśli panewki dopasowaliśmy poprawne – co tu dopasowywać – miał być standard …). No i się nie kręcił. Analizując różne głupie pomysły dowiedzieliśmy się też, że rozrusznik montuje się w obudowie skrzyni biegów, a nie do bloku silnika – błędem było więc kupno rozrusznika od forda mondeo…

Wracając do tematu: panewki wału. Piach. Panewki. Piaskowanie, piach, panewki… no to się nie zakręci. Panewki główne do wyrzucenia. Wał na szczęście nie wygląda na mocno uszkodzony…

Panewki korbowodów są za ciasne. Jak tu ufać ludziom? Jutro będziemy szukać nowych. Mam kompletnego doła, bo to była pierwsza czynność (w sumie jedyna), którą zrobiłem sam od początku do końca bez nadzoru pierwszego M. I spierniczyłem dokładnie. Nie było „apteki”. Skądś ten piasek się tam wziął…

Z cyklu „złote myśli”: silnik ma się kręcić lekko po złożeniu; tarcze hamulcowe się tnie stosunkowo łatwo; klucz dynamometryczny to podstawa przy skręcaniu silnika; nie spawamy w krótkich rękawkach, bo następnego dnia będzie piekło jak po opalaniu na równiku w szczycie sezonu...

czwartek, 4 czerwca 2009

Małymi kroczkami...

...ku zwycięstwu :)

Drugi Pierwszy M(bo ja tutaj występuję jako "drugi") zdobył dziś sprawność spawacza. Wyspawał stojak pod silnik. Stojak jest tak zajebisty, że możemy odpalić silnik bez wkładania go do auta (tylko po(p)co?). Pełen dostęp z każdej strony. Można składać dalej…



Do sukcesów dnia dzisiejszego należy zaliczyć jeszcze przymocowanie dźwigni hamulca ręcznego, linek i...



…piast zwrotnic tylnych, do których lada chwila zamontowane zostaną hamulce tylne. Prace nad tylnym zawieszeniem wstrzymywało nas między innymi to, że norma DIN 933 nie przewiduje istnienia śrub M10 o długości 27mm. Można zaryzykować założenie dwudziestek-piątek albo skrócić trzydziestki. Druga opcja – choć wymagała poświęceń i niekonwencjonalnego podejścia do tematu - powiodła się. Piasty tylne skręcone. Ofiar w ludziach nie było!



Do zobaczenia w następnym odcinku!

wtorek, 2 czerwca 2009

Ale przy tym aucie jest roboty...

...dokładnie tak, zakładając nawet wersję minimum, sporo trzeba się napracować.

Będziemy składać silnik!

Wydawałoby się, że w 21'szym wieku, dobie komputerów i wszechobecnych baz danych, nie powinno być problemu ze znalezieniem części do silnika. Otóż jest nieco inaczej. Mając numer silnika, teoretycznie ustaliliśmy datę jego produkcji.

Luty 97'go roku

Tak brzmiał werdykt Pana handlującego częściami Forda. Dowiedzieliśmy się również, że w maju 98'go Ford wprowadził zmiany w rodzinie silników Zetec. Data produkcji naszego jest wcześniejsza, więc szukając części zaczęliśmy używać zwrotu klucza: „ten przed zmianami”. Zrobiliśmy sobie analizę cen części u różnych dostawców, od wielkich sieci zaopatrujących warsztaty, przez małe sklepy z częściami, po dostawców internetowych. Różnice w cenach potrafią być naprawdę duże. Długo decydowaliśmy, co gdzie kupić i w końcu duże zbiorcze zamówienie trafiło w jedno miejsce. Uszczelniacze wału, uszczelniacze wałków rozrządu, uszczelki głowicy i miski olejowej, szpilki głowicy, rolki, napinacze, paski, panewki wału, panewki korbowodowe i wiele innych. Sterta dostarczonych pudełek, była naprawdę imponująca.

Ciekawe ile z tego pasuje?

Wydawało się, że wszystko. Paradoks z takimi częściami, polega na tym, że nie możesz rozpakować w celu przymiarki, bo jeżeli nie pasują i chcesz oddać to muszą być oryginalnie zapakowane. Nie pasowały panewki wału korbowego. W naszym silniku jest pięć par panewek wału, cztery właściwie identyczne i para panewek centralnych, pozycjonujących wał wzdłużnie. Montaż zaczęliśmy od czterech pierwszych, zostawiając na koniec te pozycjonujące.

Ups...

No i właśnie te okazały się inne. Udało się jednak ładnie je umyć z oleju i zapakować prawie oryginalnie. Dostawca rozłożył ręce twierdząc, że w naszym silniku powinny być właśnie takie, zwróciliśmy. Z pomocą przyszła nam niewielka firma produkująca, odziwo w Polsce, części do silników. Nabyliśmy nowy komplet i już kolejnego dnia, blok silnika zapełnił się tłokami, korbowodami i pięknie wyważonym wałem korbowym.



Montaż osprzętu miał się zacząć błyskawicznie. Niestety tutaj spotkało nas kolejne zaskoczenie, części takie jak pompa oleju, czy osłony uszczelniaczy wału korbowego, zostały pomalowane przez naszego „magika” również w środku, tam gdzie spotyka się z nimi olej silnikowy. Wystąpiła poważna obawa, że jeżeli pod wpływem substancji ropopochodnych zacznie ona schodzić, to jej cząstki będą wędrowały w układzie smarowania silnika. Zapchanie na przykład kanalików panewek, mogłoby skończyć się ich zatarciem.

Wielkie czyszczenie!

Oczyszczenie skomplikowanych części aluminiowych z farby poliuretanowej, nie jest prostym zadaniem. Na szczęście w czyszczeniu mamy już spore doświadczenie.



Dodatkowym problemem okazały się wszechobecne pozostałości po piaskowaniu. W niektórych miejscach piasek został sklejony oparami utwardzacza z farby i nie wyglądało to ciekawie. Pompa oleju jest już gotowa do zamontowania, podobnie osłona uszczelniacza wału. Zostało jeszcze kilka małych elementów do odnowienia, jak odejście wentylacji skrzyni korbowej, czy koła paska osprzętu.

Dodatkowe zakupy silnikowe.

Co chwilę okazuje się, że jakiś element należało by wymienić, bo jego stan nie budzi zaufania, a przecież ma być pięknie. W takim momencie występują dodatkowe zakupy silnikowe. Ostatnio problemem stało się zdobycie uszczelki ssaka miski olejowej. Ponieważ miska była zmniejszana, aby zwiększyć prześwit auta, należało również przerobić ssak. Podczas tych skomplikowanych operacji, w niewyjaśnionych okolicznościach, zaginęła uszczelka. Jakież było zdziwienie Pana w serwisie Forda, kiedy usłyszał, co jest potrzebne. „Kto odkręca ssak w silniku?” Otóż są tacy zapaleńcy. Przez chwilę wydawało się, że będziemy musieli kupić dziesięć uszczelek, bo takie jest minimalne zamówienie, jakie Ford Polska może wysłać do Wielkiej Brytanii a sam serwis nie był zainteresowany posiadaniem dziewięciu sztuk, niechodliwego towaru w magazynie. Po kilku telefonach do innych warszawskich ASO, znaleźliśmy uszczelkę na Ursynowie. I tak po kilku dniach poszukiwań i kilku wycieczkach do różnych sklepów i serwisów, dostaliśmy kawałek finezyjnie wyciętej i podziurkowanej tekturki za nie całe 5 PLN.
Zdobycie wkładu termostatu również okazało się nie lada wyzwaniem. Od kilku tygodni zakupiony wcześniej element czekał w naszym garażu, na półeczce z nowymi częściami. Wreszcie przyszedł czas na odnowienie obudowy termostatu. Czyszczenie obudowy, śrub i polerowanie przebiegły bez problemu. Kiedy przyszedł czas na zamontowanie w środku nowiutkiego wkładu okazało się, że nie pasuje. Kolejna wycieczka na „złą stronę Wisły” i wniosek: wszystko jest dobrze tylko do odpowiedniego pudełka z odpowiednim numerem części, dostał się niewłaściwy wkład termostatu.

A po co będziesz czyścił miskę?

Wrodzony pęd ku ideałowi, który poważnie obciąża jednego z nas, spowodował, że wyczyściliśmy obudowę sprzęgła, która miała zostać brzydka, brudna i zaklejona błotem, olejem i pyłem z tarczy. Pomysł na czyszczenie był taki: usuwamy ile się da przy pomocy szczotki drucianej na wiertarce, kiedy szczotka zaczyna się zaklejać mieszaniną piachu z olejem, myjemy wszystko benzyną, i czekamy aż wyschnie (benzyna wyparuje z pozostałej warstwy brudu). Taki maraton trwał jakieś dwa tygodnie, bo benzyna pomieszana z olejem i piachem dość długo paruje. Efekt? Gdyby nie mnogość otworów w obudowie, można by było jeść z niej zupę. Po chwili przyszedł czas na czyszczenie aluminiowej miski olejowej, która po zmniejszaniu przy pomocy spawarki, nie wyglądała zbyt atrakcyjnie. A po co będziesz czyścił miskę, zapytał jeden z nas.
Odpowiedź jest prosta: ma być czerwona!



No i jest czerwona. Wystąpiła jednak obawa, że jak się zabrudzi olejem, nie będzie już taka ładna. Dlatego właśnie silnika składamy tak starannie, aby nie miał wycieków.
W najbliższym czasie zajmiemy się zamontowaniem głowicy i poskładaniem rozrządu.

Pedały zrobię ja!

Mimo wielu podobieństw, obaj M różnią się jednak nieco. Jeden powoli, wręcz ślamazarnie cyzeluje każdy etap pracy, drugi uwielbia widzieć końcowy efekt i prostą drogą do niego zmierza. Okazuje się, że podejście drugie często się sprawdza, bo nie ze wszystkiego trzeba robić doktorat a widok czegoś skończonego bardzo podnosi morale. Tak właśnie zostały zamontowane pedały.



Cały problem polegał na tym, że mocowania do sprzęgła i hamulca zostały niewłaściwie wspawane przez wykonawcę ramy. Oczywiście mogliśmy odsyłać ramę, mogliśmy również czekać na inne rozwiązanie, które zaproponował producent. Czekanie jednak nie wpisywało się w charakter jednego z nas, więc stwierdził: „a pedały zrobię ja”. Szlifierka kątowa w dłoń i po kilku minutach nie było śladu po niepasujących elementach. Kilkanaście następnych minut i nowe, gotowe do wspawania elementy zostały wykonane i dopasowane do ramy. Teraz tylko trzeba to pospawać. Tutaj z pomocą przyszedł Tato, który poinstruował jak należy przygotować całą operację a następnie kilkoma sprawnymi ruchami elektrody, zintegrował mocowania pedałów z ramą.

A kółka będą małe czy duże?

Bardzo długo nie mogliśmy się zdecydować na konkretny model felg. Często pojawiało się pytanie znajomych „a koła to będą małe czy duże”. Opcji było naprawdę wiele i nie chodzi tu tylko o styl, ale również aspekty ekonomiczno-techniczne. Najpierw trzeba było zdecydować jak mają wyglądać. Tu nie było większych problemów, wizja ostatecznego wyglądu auta wydaje się być mocno zarysowana i co najważniejsze, zbieżna u obu M. Długo zastanawialiśmy się nad rozmiarami, czy cztery koła identyczne, czy tył szerszy czy może większy? Ostatecznie zdecydowaliśmy co następuje:
- wszystkie koła takie same, aby można było przekładać, zużywające się zapewne szybciej, koła tylne na przód i odwrotnie
- rozmiar najbardziej popularny, bo takie właśnie opony, które będziemy często zmieniać, mają najatrakcyjniejsze ceny



Celowo nie zamieszczamy zdjęcia samych felg, bo poddaliśmy się przekonaniu malarzy, o niepokazywaniu dzieła przed skończeniem, a opony nie są jeszcze założone.

Cztery... nie, zamówię szesnaście.

Zabraliśmy się ostro za składanie zawieszenia w momencie, kiedy pojawiły się w garażu kobyłki. No właśnie, całe życie niektórzy z nas byli przekonani, że podstawy warsztatowe do popierania auta, nazywa się kobyłkami. Dowiedzieliśmy się jednak, że to po prostu podstawy montażowe, ale mniejsza o nazwę. Chodzi o to, że zakończył się etap beztroskiego przestawiania, obracania, przekładania ramy w celu ułatwienia sobie montażu różnych elementów. Teraz stoi ona na podstawach i montujemy wahacze, piasty, amortyzatory i wszystko inne, co nazywamy zawieszeniem.



Odnawiając piasty przednia i tylne, zaobserwowaliśmy, że nie wszystkie szpilki do przykręcenia kół są w stanie niebudzącym wątpliwości. Naliczyliśmy cztery, które wyglądały najgorzej. W serwisie Forda okazało się, że nie są zbyt drogie, więc na pytanie sprzedawcy, czy na pewno potrzebujemy czterech szpilek, była dość prosta: cztery nie, zamówię szesnaście. W taki to właśnie sposób, wszystkie cztery piasty, mają nowiutkie i lśniące szpilki.

O kurde!

Rama naszego auta, wypełniona została aluminiowymi blachami, które oddzielają kabinę od części mechanicznych i świata zewnętrznego, o ile można tak powiedzieć o aucie z otwartym nadwoziem. Blachy te są nitowane.



Pewnego dnia, inwentaryzując elementy przysłane w paczce z zawieszeniem, powkładaliśmy wszystkie śruby mocujące wahacze w miejsca gdzie będą przykręcone. Miało to miejsce przed zamontowaniem blach. Wszystkie te śruby sprawiały wrażenie, że coś się jednak w tej ramie zmienia i posuwa do przodu, więc żaden z nas nie odważył się ich wyjąć. Dodatkowo doszliśmy do wniosku, że bardzo fajnie będzie jak wszystkie łby będą skierowane w kierunku jazdy a nakrętki do tyłu. Przynitowaliśmy blachy a śruby nadal pozostawały przykręcone w miejscach przeznaczenia i założonym kierunku. Kiedy zabraliśmy się za montaż tylnego zawieszenia, rozległo się głośne: „o kurde!”. Nie wszystkie śruby da się zamontować łbem w kierunku jazdy, bo przeszkadzają blachy. Tak właśnie doszło do powstania czterech otworów technologicznych i blasze za siedzeniami. Dzięki nim możemy wyjąć i włożyć śruby, choć i tak nie wszystkie będą „patrzyły” do przodu....

Foto update

Prace nie ustają nawet na 1 dzień!